niedziela 15 lipca 16:00
*Jula*
Od kilku godzin jesteśmy już na nogach. Szykujemy się do drugiego najsmutniejszego dnia w naszym życiu. Pierwszym był oczywiście dzień śmierci Malwiny. Byłyśmy już ubrane na dzisiejszą uroczystość, zaczynającą się o 17 (Lena, Jula). Obie udawałyśmy, że się trzymamy, ale tak na prawdę byłyśmy w rozsypce.
*Lena*
Przechadzałam się po pokoju stukając obcasami o drewnianą podłogę. Nadszedł ten dzień, dzień ostatniego pożegnania z osobą tak bardzo mi bliską. Nigdy nie spodziewałabym się tego, że odejdzie ona tak szybko. Kiedyś wyobrażałyśmy sobie jak będzie wyglądało nasze życie, gdy będziemy już dorosłe, a wszystko tak nagle się skończyło. Myślałyśmy o wspólnym zamieszkaniu w Londynie, chciałyśmy pracować w sklepie z markową odzieżą i wyśmiewać ludzi, którzy wchodzą do nas, przymierzają ubrania, robią sobie zdjęcia i wychodzą. Tak, jak my to robiłyśmy jeszcze niedawno, lecz jednak wszystko posypało się jak domek z kart. To jest takie niesprawiedliwe. Ona miała marzenia, plany. Teraz już ich nie zrealizuje. Nigdy. Dlaczego akurat ją zabrali, a nie na przykład mnie. Te wszystkie myśli już mnie męczyły. Na usta cisnęły mi się wszystkie możliwe pytania: Dlaczego? Po co?
Siedziałam na kanapie, gdy Jula oznajmiła, że musimy już wychodzić, więc wstałam i wyszłam. Na dworze po raz pierwszy od naszego przyjazdu było chłodno, ale chociaż nie padało, bo przecież w Londynie często pada. Droga zleciała dość szybko. Starałam się wyluzować, ale było to tak trudne, że przestałam się łudzić, że mi się to uda. Gdy byłyśmy już pod kościołem koło drzwi dostrzegłam cały zespół. Wszyscy byli ubrani w czarne, markowe garnitury, a wokół nich oczywiści były fanki. Zauważyłam, że chłopcy byli raczej przybici i nie zwracali na nie zbytnio uwagi. Przecież szli na pogrzeb. Podeszłyśmy do nich. Od razu rzuciłam się w ramiona pierwszego z nich, a tak owym okazał się Harry.
-Lenka, nie płacz. Będzie dobrze.- próbował pocieszać mnie loczek.
-Przestań! Nic nie będzie dobrze! Część mnie odeszła.- krzyczałam przez łzy, a chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej. Poczułam zapach jego perfum. Zaciągnęłam się jego wonią i próbowałam się ogarnąć, bo właśnie była pora wchodzić do kościoła. Otarłam łzy i wolnym krokiem weszłam do budynku. Kościół był pięknie przystrojony. Wszędzie pełno białych róż. W końcu były to ulubione kwiaty Malwiny. Trzymałam się jako tako do momentu, w którym zobaczyłam, że koło ołtarza stoi otwarta trumna z ciałem mojej przyjaciółki. Wtedy wszystko we mnie nie wytrzymało.
Przez całą msze płakałam, z resztą nie tylko ja. Chłopcy z One Direction, Katy i Jennifer też. Wychodząc w stronę cmentarza dostrzegłam Daniela. Mojego najlepszego przyjaciela. Nie pytałam go skąd wie o pogrzebie, ani o nic innego. Nie było sensu. Podszedł do mnie. Objął z pasie i w ciszy podążaliśmy razem za karawanem.
:) I oto kolejny rozdział xd Tak jak obiecałam, będę dodawała je częściej.. Mam nadzieję, że chociaż trochę Was wzruszyłam ;) Mi samej było smutno pisząc to.
*List pożegnalny*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale umieram!
Żegnaj!
Bosz...!!! Cała zaryczana, z chusteczkami siedzę przez kompem, mama wchodzi do pokoju i się drze na mnie dlatego, bo ryczę jak ta idiotka do monitora, a ona nie zdaje sobie sprawy, że ja żałobę przeżywam... -_-
Pisz szybko następny, bo czekam z siekierą pod twoim domem gdzieś w krzakach! buahaha x3
Pozdrawiam i życzę weny! ;)
matko ... ale rycze;[
OdpowiedzUsuńpisz dalejj;)
hahahaha Kocham Was normalnie <333 Dajecie mi siłę i motywacje do dalszego pisania :*
OdpowiedzUsuńO bosz.. Nie wiem co powiedziec, piękny rozdział. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńxx